Skip to main content
Newsletter

Mój poliamoryczny coming-out

Podtrzymajmy tradycję coming-outów co kilka lat: więzienie, ADHD, teraz poliamoria - co będzie kolejne? XD

Krzysztof Kotkowicz

Dmęwbobry po kilkuletniej przerwie!

Ten wpis powstał jako rozwinięcie komentarza z grupy ADHD u Dorosłych i mimo, że nie dotyczy stricte tematu ADHD to zaczyna mój cykl 31 wpisów w 31 dni na ADHD Awareness Month.

Monogamia jest tak okryta tak silnym tabu kulturowym, że w biblijnych dziesięciu przykazaniach zakaz niewierności jest jedynym który zapisano dwa razy, przy czym nie dość, że zabrania cudzołóstwa, to nawet myśli o nim. Jest to o tyle interesujące, że statystyki są nieubłagane i ponad połowa ludzi deklarujących się jako pozostające w długotrwałych, monogamicznych związkach przyznaje, że dopuściłaby się zdrady, gdyby wiedziała, że nie zostaną przyłapani.1

Wierzę, że zdecydowana większość ludzi potrafi kochać jednocześnie więcej niż jedną osobę, co dostrzegamy w codziennym życiu każdego dnia. Kochamy swoich rodziców, partnerów, czy potomków i nie musimy przecież wybierać, kogo z nich darzymy swoją miłością. Z miłością romantyczną jest podobnie - romans dotyka co najmniej 30% związków, a mimo to wiele osób w etycznie niemonogamicznych związkach spotyka się z ostracyzmem i slutshamingiem za to, że stają w pełni świadomie i konsensualnie w kontrze do ogólnoprzyjętej normy.

Encyklopedyczna definicja poliamorii mówi, że jest to “praktyka lub pragnienie posiadania wielu romantycznych związków w tym samym czasie z pełną wiedzą zaangażowanych osób”. Przy czym o ile zgadzam się z tą definicją na bardzo ogólnym poziomie, to zdaję sobie również sprawę z tego, jak trudno jest w encyklopedycznym haśle zamknąć całą złożoność romantycznych, emocjonalnych relacji między ludźmi.

Dlatego w dalszej części tego wpisu chcę skupić się na mojej osobistej, burzliwej relacji z poliamorią i doświadczeniach które do niej prowadziły.

Dla tych, którzy mnie nie znają: Jestem Krzysztof, mam 40 lat, zdiagnozowane ADHD i sporą liczbę relacji romantycznych za sobą. Przez większą część swojego życia nieskutecznie powielałem utrwalone kulturowo uwarunkowanie, że monogamia jest jedynym słusznym sposobem na udany romantyczny związek.

Nieskutecznie, bo znaki były tu i ówdzie, a niektóre to:
- “seryjna monogamia” czyli bardzo płynne przeskakiwanie z jednej relacji w kolejną
- silne, romantyczne uczucia do osób przyjacielskich
- całkowity brak uczucia zazdrości o osoby partnerskie
- krótkotrwałe fascynacje innymi osobami, gdy byłem w stałej relacji
- romantyczna fascynacja wieloma osobami naraz, gdy nie byłem akurat w stałej relacji

Mimo to, uważałem że jestem monogamistą, bo wychodziłem z założenia, że wszyscy inni również tak mają i o ile nie jesteśmy w stanie kontrolować świadomie tego w kim się zakochujemy, to jesteśmy w stanie decydować, co zrobimy z tym dalej i jak się zachowamy. Więc zachowywałem się zgodnie z wpojonym mi kodem kulturowym.

O poliamorii pierwszy raz usłyszałem na przełomie 2011 i 2012 roku, gdy trafiłem do środowiska ze sporą nadreprezentacją osób pozostających w niemonogamicznych związkach. Wówczas z jednej strony nieco zazdrośnie patrzyłem na ich rozkwitające życie romantyczno-seksualne, a z drugiej bardzo mocno wypierałem swoje pragnienia. Koniec końców pokazałem swoje najgorsze oblicze - toksycznego, chamskiego chujka, który w konfliktowej sytuacji uznał, że slutshaming będzie najlepszym rozwiązaniem. Łatwiej było mi wyżyć się w ten sposób niż sprobować zastanowić się nad swoją naturą i potrzebami. Więc wbrew nim zdecydowałem się na ślub.

Decyzję o ślubie podjąłem dość spontanicznie, w bardzo trudnym okresie dla mojego związku, będąc przekonany, że dzięki temu moja partnerka zrozumie że mi na niej zależy i że to utrwali naszą czteroletnią relację. Z perspektywy czasu rozumiem, że małżeństwo nie zmienia i nie poprawia relacji, ono co najwyżej wzmacnia to co w tej relacji jest. Jeśli relacja jest zbudowana na mocnych podstawach, pełna zaufania, kompersji i wzajemnej troski, to ślub tylko jej pomoże. Ale tak samo wzmocni lęki, obawy, zazdrość i potrzebę kontroli drugiej osoby.

Pierwszy przełom przyszedł w rok po ślubie. Mimo, że kochałem moją żonę, to jednocześnie chodziłem wiecznie wkurwiony i niezadowolony, czemu dawałem wyraz niemal każdego dnia, srając żarem w internecie. W tym samym czasie poznałem kogoś (na potrzeby tego wpisu nazwijmy ją G.), z kim rozmowy stanowiły dla mnie bezpieczną przestrzeń i pozwalały odnaleźć chwilę spokoju. Przez kilka miesięcy rozmawialiśmy bardzo dużo, co pozwoliło mi otworzyć się emocjonalnie i byłem wówczas przekonany, że G. również jest zaangażowana emocjonalnie tak mocno jak ja. Emocje które mnie dosłownie zalewały ignorowałem przez niemal pół roku, do momentu gdy zbiegły się ze sobą dwie rzeczy: po pierwsze, dla własnego zdrowia psychicznego przeprowadziłem się na 10 dni do Warszawy, by przemyśleć kryzys w swoim związku, a po drugie, G. wysłała mi bardzo mylący, a zarazem bardzo poważny sygnał, który sprawił, że byłem gotowy postawić wszystko na jedną kartę. Do dzisiaj nie wiem czy faktycznie coś między nami było i G. wystraszyła się potencjalnych konsekwencji, gdy zaczęło się robić poważnie, czy to była tylko nadinterpretacja mojej ADHDowej głowy.

Drugi przełom nastąpił kilka tygodni później gdy podjąłem decyzję o separacji i wyprowadziłem się z Gdańska do Warszawy. Wciąż kochałem moją żonę i wierzyłem, że nasze małżeństwo przy odpowiedniej ilości włożonej w to pracy da się naprawić. Wciąż kochałem G. ale nasza relacja słabła z każdym dniem, a w moim życiu pojawiła się moja obecna partnerka, z którą się kolegowaliśmy, a z czasem zaczęliśmy przyjaźnić. Nagle w moim życiu były trzy kobiety, do których żywiłem bardzo silne, romantyczne uczucia, a ja zacząłem po raz pierwszy na poważnie się zastanawiać nad poliamorią i czytać skąd w zasadzie wzięła się kulturowa norma monogamii i jakie historycznie spełniała cele. I coraz częściej zacząłem sobie uświadamiać, że nigdy nie byłem i nigdy tak naprawdę nie będę osobą monogamiczną. Mogę co najwyżej żyć w monogamicznej relacji, ale nie będę czuł się w niej do końca spełniony.

Trzeci przełom nastąpił, gdy zamieszkaliśmy w trójkę z naszym przyjacielem, który nie był częścią naszej relacji romantycznej, natomiast wszyscy się wzajemnie troszczyliśmy o siebie i swoje potrzeby. To był okres w moim życiu, w którym czułem się najbardziej spełniony emocjonalnie. To był też czas który pozwolił mi sobie uświadomić, że mojej perfect utopii chciałbym żyć w kilkuosobowej grupie, gdzie wzajemnie się sobą opiekujemy, budując bezpieczną przestrzeń w której jesteśmy w stanie rozkwitać.

W międzyczasie wydarzyło się sporo różnych rzeczy — zostałem zdiagnozowany w kierunku ADHD, kiedy objawy mi się nasiliły do tego stopnia, że podjąłem próbę s., potem przyszedł covid, straciłem klientów, musieliśmy zmienić mieszkanie na znacznie mniejsze, nasze związkowe problemy stały się poważniejsze, bo izolacja wyciągnęła na wierzch moje traumy z dzieciństwa, ale wciąż pracowaliśmy nad naszym związkiem. W międzyczasie pojawiła się silna depresja, problemy finansowe które uniemożliwiły mi kontynuowanie leczenia, upadek mojej firmy, któremu towarzyszyły dziesiątki pożyczek od bliższych i dalszych znajomych, byleby tylko utrzymać głowę powyżej poziomu gówna. To nie są rzeczy, które sprzyjają fajnym emocjom, a tym bardziej randkowaniu.

Rok temu natomiast nastąpił czwarty i ostatni przełom, który skutkował ostateczną akceptacją. Moja partnerka założyła konto na OKCupid, poszła na kilka randek, gdzie ja zadowolony czekałem na nią w domu z kolacją, mając świadomość tego, że nie jestem zazdrosny, a szczęśliwy tylko dlatego, że ona jest zadowolona i szczęśliwa. Z jednej z randek przyniosła do domu informację o discordowej, poliamorycznej społeczności, do której dołączyliśmy. To pozwoliło nam poznać ludzi, dowiedzieć się zdecydowanie więcej na temat etycznej niemonogamii i pomału układać w głowie nasze emocje, uczucia i pragnienia.

Nie wiem, do jakiego stopnia będę korzystać z możliwości jakie daje mi świadome i konsensualne porzucenie monogamii - sytuacje które wydarzyły się na przestrzeni ostatnich lat dość mocno zaburzyły moją niegdyś wysoką wiarę w siebie i uczę się teraz na nowo jak budować relacje z innymi ludźmi. Ba, dopiero teraz pomału dociera do mnie świadomość tego, że mogę być w stanie zainteresować sobą inną osobę. Wierzę jednak, że pozwoli mi to być bardziej otwartym, świadomym siebie i po prostu lepszym człowiekiem.

Nie twierdzę, że poliamoria jest złotym środkiem dla wszystkich. Jako ludzie różnimy się między sobą bardzo, mamy różne potrzeby i oczekiwania wobec naszych partnertów. Tak jak poliamoria jest na jednym końcu skali, tak na drugim będą zatwardziali monogamiści, którzy muszą mieć partnera na własność i jeśli wiążą się ze sobą dwie takie osoby, to super dla nich. Natomiast w przestrzeniach w których jestem dostrzegam ogrom osób, które nie wiedzą, nie rozumieją i nie potrafią określić swoich związkowych pragnień, bo patrzą na nie przez pryzmat kulturowych konstruktów. To właśnie tym osobom dedykuję swoją historię.